Takim popołudniem jak to nie można się nie zachwycić…
Bezchmurne niebo, na którym niepodzielnie króluje słońce, ciepły wiatr
delikatnie kołyszący zielone jeszcze łany zbóż, a uzupełnieniem tego moja
ukochana maciejka, której wyjątkowy zapach zaczyna swój zmysłowy taniec w czerwcowym
powietrzu. I jak tu się nie zakochać w życiu?
Wczoraj
należy już do przeszłości. Jutro jeszcze
nie istnieje. Dla siebie mam tylko dziś.
Czym jest to moje dziś? Czy potrafię
znaleźć czas, by docenić piękno chwili? Kto współtworzy moją teraźniejszość?
Kto z tych, którzy byli ze mną wczoraj
nie został do dziś? Kogo z tych,
którzy dziś są przy mnie zaproszę do
mojego jutra? A może wcale nie
zastanawiam się nad tym? Może każde moje dziś przeżywam tak szybko, że nie mam
czasu, aby pomyśleć o wczoraj i jutro?
Życie nie powinno być szaleńczym maratonem zamykającym
się pomiędzy linią startu i mety. Jeśli o tym zapomnę, kto będzie pamiętał o
mnie? Czy chcę doczołgać się do mety przygnieciony mnóstwem sprzętów i gadżetów,
które z takim uporem kolekcjonuję już od kołyski? Czy nie byłoby lepiej stanąć
na mecie jako ktoś szczęśliwy, kto przeżył swoje życie celebrując każdą jego
sekundę jakby była najważniejszą? Chcę być, a nie tylko mieć. To chęć posiadania
zmusza do szalonego pościgu za kolejnymi przedmiotami, które hipnotyzują oczy,
a na serce nakładają coraz to nowe łańcuszki, które choć same w sobie nie są
zbyt ciężkie, to razem sprawiają, że moje serce w końcu zatonie w morzu
przedmiotów.
Kim będę jutro,
jeżeli nie potrafię docenić dziś?